@Albertus
pierwsza rzecz: skoro nie słuchasz moich merytorycznych argumentów, a padają cały czas w tej dyskusji- to podsuwam (podsuwają także
@Paweł i
@esperanza ) inne głosy aby pokazać Ci, że niezależnie ode mnie do tych samych wniosków po przeczytaniu tego dokumentu dochodzą inni.
W tym, jak dla mnie autorytet, ks doktor teologii dogmatycznej Grzegorz Strzelczyk.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Strzelczyk
Dla mnie fakt, że samodzielnie i niezależnie doszłam do takiej samej interpretacji jak ks. Strzelczyk, obala zupełnie twój zarzut że mijam się z ortodoksją. I naprawdę nic nie znaczy dla mnie, że ty masz inne zdanie w tym temacie.
Moja interpretacja tego dokumentu, moje argumenty które padają w tym wątku kolokwialnie rzecz podsumowując: "mają plecy" w postaci interpretacji doktora teologii dogmatycznej.
Obalanie autorytetu czy to mojego czy Pani Białkowskiej, czy ks Strzelczyka to strzał w kolano... generalnie po co nam wykształceni ludzie?!
Zadałeś pytanie w stylu: czy mamy słuchać każdego teologa?
Nie. na pewno nie.
Ale warto posłuchać argumentów, jakie osoba wykształcona ma i jakie ma intencje.
Druga rzecz - pokaże Ci mój tok myślenia:
Ja mam intencję zrozumieć papieża, zwierzchnika Kościoła, bo wierzę, że jest obdarzony szczególnym prowadzeniem Ducha św. Wierzę, że Kościół prowadzony jest przez Ducha św i kto słucha Kościoła ten ma postawę pokorną i posłuszną, a posłuszeństwa szatan nie potrafi podrobić.
Więc pierwsza rzecz to czytać dokument Kościelny z pokorą, dobrą wolą, otwartym sercem i zrozumieniem, jeśli nie ma wyraźnych herezji w dokumencie to okazać posłuszeństwo Nauczaniu Kościoła.
Napisałam już kilka razy w tym wątku, że ten dokument jest dogmatycznie poprawny, nie ma w nim herezji. Jest utrzymana dotychczasowa Nauka Kościoła dotycząca sakramentu małżeństwa.
Pod tym względem jest konserwatywny, dogmatyczny i teologicznie poprawny. Można spać spokojnie.
Dlatego że pod względem nauczania dogmatycznego nie wprowadza żadnych zmian, dlatego ma ledwie 8 stron, bo nie powtarza całej nauki o sakramencie małżeństwa, bo nic się w niej nie zmienia.
W wielu dotychczasowych dokumentach Nauczania Kościoła gdy mowa jest o homoseksualistach jest mowa o szacunku i duszpasterskiej trosce. Nie jest więc to pierwszy dokument, który o tym mówi.
(aby zobaczyć te dokumenty trzeba odwiedzić wątek o homoseksualizmie)
Dalej, papież nic nie zmienia w nauczaniu wobec samego homoseksualizmu, czy sytuacji nieregularnych, dlatego znowu nie jest temu poświęcone dużo miejsca w dokumencie.
Za to poszerzone jest rozumienie samego pojęcia błogosławieństwa, które należy do sakramentaliów, czegoś stosowanego w Kościele od wieków i dostępnego dla każdego, bez warunków moralnych.
Te okoliczności (powszechność, dostępność, brak warunków moralnych) mówią nam wiele o Bogu i Jego miłości do człowieka. Ta miłość jest bezwarunkowa i była-jest -będzie PIERWSZA, czyli to Bóg wychodzi z łaską do człowieka- grzesznika i chce błogosławić. Nikogo nie odrzuca.
Nawet dziś przypominają nam o tym czytania liturgiczne:
(Lb 6,22-27)
Pan mówił do Mojżesza tymi słowami: „Powiedz Aaronowi i jego synom: tak oto macie błogosławić synom Izraela. Powiecie im: «Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem». Tak będą wzywać imienia mojego nad synami Izraela, a Ja im będę błogosławił”.
Co nam ten fragment mówi? przecież wszyscy dobrze wiemy jaki niewierny i nieposłuszny bywał Izrael... a to są grzechy przeciwko pierwszemu przykazaniu - ważniejszemu niż te przeciwko szóstemu przykazaniu... a mimo to Bóg nie stawia warunków, wie to i mimo to pragnie błogosławić.
Kapłan, który nie może udzielić rozgrzeszenia błogosławi grzesznika, a nie grzech - to jest chyba jasne. W tej sytuacji błogosławieństwo jest potrzebną łaską do nawrócenia tego grzesznika, gdyby mu odmówić tej łaski, to jakby odrzucić człowieka, osobę, obiekt miłości Boga - tego kapłan i Kościół nie robi.
W Kościele ziemskim są sami grzesznicy, mało tego jesteśmy równi wobec grzechu. To znowu wiele nam mówi o dostępności błogosławieństwa Bożego wobec każdego wiernego. Nie ma dzielenia na lepszych i gorszych. Dzielenie jest faryzejskie. Po prostu każdy grzesznik jest niegodny tego błogosławieństwa, A jednak Bóg chce go udzielać, bo wie że sami z siebie się nie nawrócimy, nie zerwiemy z grzechem, nie przyjdziemy do niego i nie będzie możliwe nasze zbawienie.
Dlatego Kościół nie odmawia błogosławieństwa nikomu, kto o nie prosi.
Do tego momentu na pewno się zgadzamy. Choć zapewne ujmujesz to w inne słowa i akcentujesz bardziej mówienie o grzechu, napominanie o grzechu i moralność, wymagania miłości chrześcijańskiej.
Na to wszystko jest w teologii miejsce, nie mówię że nie. Ale papież akcentuje i patrzy na wiernych z perspektywy Bożej miłości, tej bezwarunkowej, tej Pierwszej, tej dostępnej dla każdego, tej która nas zbawiła.
Z perspektywy Boga każdy grzech jest brudny, brzydki i obrzydliwy, bo ON jest ŚWIĘTY.
Z perspektywy Boga nikt z nas nie jest godny sam z siebie... mimo to pragnie błogosławić człowiekowi, osobie.
Papież nam o tym przypomina. Patrzy na wszystkich jako równych wobec grzechu. I w związku z tym nie chce by kogoś dyskryminować, odrzucać, stygmatyzować z powodu grzechu. Bo to znowu byłoby faryzejskie.
Nie potrzebują lekarza zdrowi, tylko ci, którzy się źle mają...
Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię....
Skoro grzesznicy są w Kościele to dlaczego nagle razi nas że kłamca podchodzi do błogosławieństwa? Albo że morderca podchodzi po nie? Albo widzimy te "łatki" albo widzimy grzesznika.
Gdy widzimy łatkę homoseksualista/cudzołożnik to jakoś bardziej reagujemy, bardziej nas to oburza... nawet bardziej niż jak chodzi o mordercę...
Gdy widzimy podchodzącego po błogosławieństwo grzesznika (takiego samego jak ja) i nie nadajemy mu żadnej łatki, to może przestaniemy dyskryminować, i popatrzymy na niego jak na inne dziecko Boże, które potrzebuje Boga i Jego łaski. Tak jak i my potrzebujemy łaski Bożej do nawrócenia, a nawracać się mamy codziennie. O ile bardziej potrzebują tej łaski, ci którzy trwają w grzechu ciężkim... przecież sami o własnych siłach się z niego nie wygrzebią....
Myślę, że papież tak właśnie patrzy, tak ja odczytuję jego intencje w tym dokumencie.
Kolejną rzeczą jest podejście pary. Tu zaczyna się ta "rewolucyjna" część dokumentu, która jak się okazuje, gdy dobrze się zagłębić w treść rewolucyjna nie jest.
Rewolucyjna jest dla naszego dotychczasowego sposoby myślenia. Nie jest rewolucyjna w istocie teologicznej myśli, bowiem to że podchodzi para grzeszników do kapłana prosząc o błogosławieństwo, nie oznacza że proszą o błogosławieństwo dla swojego grzechu.
Tak jak błogosławieństwo udzielane przy spowiedzi, na pielgrzymce czy na koniec mszy św nie błogosławi grzechowi tylko grzesznikowi, tak nic w tej materii się nie zmienia gdy podchodzi para.
Więc nie ma mowy o "przełomie", zmianie nauczania teologicznego.
Dlatego, gdy jakiś kapłan mówi, że ta deklaracja nie wnosi nic nowego, można spać spokojnie, nic teologicznie się nie zmieniło i nauczanie się nie zmieniło - to mają rację!
Błogosławiło się w Kościele od wieków grzeszników, a nie ich grzeszne życie. Tu się nic nie zmieniło.
Błogosławienie pary jednopłciowej ma nie przypominać błogosławieństwa małżeńskiego sakramentalnego, papież jasno to wyraża. Kapłani mają również zadbać, żeby tak to zorganizować aby nie było publicznego zgorszenia, skandalu. W warunkach polskich zapewne długo będzie gorszyć para dwóch panów czy pań podchodzących do kapłana, Ale nie wszędzie na świecie tak jest, są kraje gdzie to już nie gorszy (bo mają lepsze zrozumienie równości wobec grzechu) ale też są kraje, gdzie za bycie homoseksualistą grozi kara śmierci. Papież pisze do całego Kościoła.
Ale Twoje rozumienie dokumentu jakoby żaden gest nie może być podobny jest już nadinterpretacją i pójściem na drogę absurdu. Zgadzamy się zapewne, że nie mogą byś w strojach odświętnych, nie mogą być błogosławieni w czasie liturgii, nie mogą być błogosławieni jeśli rozumieją ten gest jako legalizację ich związku, ani przy okolicznościach zawarcia związku cywilnego. Ale nie można do tych gestów zaliczyć samego podejścia do kapłana, bo przecież jest to gest podstawowy aby w ogóle można było udzielić błogosławieństwa.
Tu zupełnie wyciągasz błędny wniosek Albertusie.
No i przede wszystkim skupiasz się na kondycji ludzkiej jakby zapominając, ze skoro to Bóg udziela błogosławieństwa i kieruje Nim miłość, to On sobie poradzi z tymi grzesznikami i ich grzechami. Znowu można spać spokojnie.
Błogosławieństwo z samej swojej natury dotyczy sytuacji aktualnej, "chwilowej". Czyli dotyczy danej chwili. Można prosić Boga o różne rzeczy, aktualnie potrzebne grzesznikowi.
Zwykle kapłan pyta o co prosicie... gdy usłyszy prośbę niezgodną z wolą Bożą i ewangelią to ma prawo i obowiązek odmówić błogosławieństwa. Bo nie może legalizować związku.
Wiele rozmów duchowych prowadzonych przez ludzi z kapłanami są właśnie w okolicznościach nieregularnych. Bo gdyby ludzie nie mieli problemów duchowych to pewnie nie potrzebowaliby rozmowy z kapłanem.
Już sama taka rozmowa jest błogosławieństwem, jest okazją do ewangelizacji, głoszenia kerygmatu i często kończy się błogosławieństwem na koniec, choćby słowami "aby Duch św ich prowadził i prostował ich ścieżki".
Bo tego Ci grzesznicy na pewno potrzebują, zgodzisz się ze mną?
W każdym razie ja takie przesłanie odczytuję, tak to rozumiem.